meggi |
Wysłany: Śro 20:52, 03 Maj 2006 Temat postu: Choć na chwilę.... (jednoczęściówka) |
|
Nie wiem co mi dobiło?! Postanowiłam napisać jednoczęściówkę. Kiedy ją przeczytałam, zrozumiałam że jest bezsensu. Jest w niej trochę moich poglądów. Podejrzewam, że bedzie niezrozumiała. treśc nei jest wyłożona jak na tacy, a wątek nie dokońca wyjaśniony. Mam cichą nadzieje, ze sie spodoba, ale wiem ze nie umiem pisać! A tym bardziej jednoczęściówek. nie wiem po co to tu zamieszczam, ale jestem przygotowana psychicznie na krytykę.... A teraz wam predstawiam moje "dzieło"
Był wieczór jak każdy. Zenit oświetlony przez niebo i gwiazdy, a ziemia ciemna i czarna niczym smoła. Zapadł zmrok i widać było tylko jeden mały i jasny punkt, który od czasu do czasu znikał. Jakiś ruch.
Przed marmurowym nagrobkiem, na trawie, po turecku siedział chłopak. W ustach trzymał źdźbło trawy, kołysząc ciałem na prawo i lewo. Wpatrywał się w kamienny grób, a w jego oczach pojawiły się łzy. Brązowe tęczówki, od czasu do czasu chowały się pod ciężkimi powiekami. Jego długie włosy rozwiewał podmuch wiatru.
-Oh, tato, gdybyś tu był!- spojrzał w górę, wprost na jasne koło. Była piękna pełnia. Chłopak siedział na łące, tuż przy lasku, pod drzewem.
-Stara lipa! To ty ją sadziłeś, będąc dzieckiem! Tyle pamiątek po tobie zostało. Ale na co mi one? Kiedy ciebie tu nie ma, nie ma i z nich żadnego pożytku!- spojrzał na drzewo, po czym spuścił głowę i zaczął rwać na małe kawałeczki, wcześniej wyrwaną, trawę. Wiatr porwał z jego dłoni kawałki zieleniny, które tańczyły w powietrzu niczym baletnica.
-Wiesz tato, mamie przyznali rentę wojenną. Pamiętam jak się o nią staraliście. Wiem, że byłbyś teraz szczęśliwy z tego powodu- prawą dłonią odgarnął kosmyk, opadający na twarz- Ale jest też zła wiadomość- zniżył ton- Tokio Hotel się rozpada. Nie wiem co się stało, po prostu z dnia na dzień znikliśmy. Nie wiem, gdzie szukać odpowiedzi na moje pytania. Mam ich tyle! Najbardziej zadowolony jest chyba Gustav, w końcu w spokoju będzie mógł skończyć szkołę. A ja? Właśnie co ze mną? Jak zwykle nikogo nie obchodzę- zapiął zamek swojej czarnej, skórzanej kurtki
-Zimno się zrobiło-odparł- a pamiętasz jak razem chodziliśmy na ryby? Pamiętam twoja minę, kiedy złowiłem większą. Pamiętasz? Albo to, jak się ścigaliśmy na gokartach? Zawsze byliśmy parą kumpli. Niestety, już cię nie ma! Czemu? Czemu życie zawsze robi pod górkę? Ile jest na świecie niepotrzebnych ludzi? A Bóg odbiera tych najpotrzebniejszych! Bóg? Przecież ja w niego nie wierze! Sam nie mam pojęcia co się ze mną dzieje! Stary jestem, a zachowuję się jak pięciolatek.
Brązowooki wyciągnął z małej kieszonki w kurtce odtwarzacz mp3. Włożył słuchawki i położył się na ziemi. Ręce zaplótł nad sobą, po czym położył na nich głowę. Wpatrywał się w małe, żółte punkciki na niebie. Tyle gwiazd... tyle tajemnic. Tajemnic, które go dręczyły. Tajemnic śmierci swojego ojca. Odszedł na wojnie. Walczył w obronie kraju, trzy lata temu. Zostawił swojego jedynego syna i kochającą żonę. Nikt nie mógł się pogodzić ze śmiercią żołnierza. Był znany, autorytet dla wielu. Człowiek, którego ostatnimi czasy rzadko się spotyka. Jego postawa na świat, zainteresowania, sposób życia... to wszystko pasjonowało syna. To sprawiło, że chłopak postanowił być taki jak on. Chciał zmagać się z konfliktami ludzkości. Chciał, ale do czasu. Kiedy jego ojciec odszedł i to właśnie podczas służby, przyrzekł sobie, że nie zostanie żołnierzem. Wiedział co przeżywał po stracie ojca, bał się, że inni będą się tak czuć po jego stracie. Nie pchał się w objęcia śmierci, kochał życie. Wiedział, że to koło fortuny. Przeciwstawiał się losowi z dziarską mina. Pamiętał słowa ojca : „Kiedy będziesz w dołku, pamiętaj, ze kiedyś z niego wyjdziesz. Natomiast kiedy będziesz szczęśliwy nie zapominaj, że raz się jest na wozie, a raz pod” W jego uszach zabrzmiał znajomy dźwięk.
-„I want you break free” to ta piosenka, to wtedy mi to tłumaczyłeś. Tak! Raz na wozie raz pod wozem. A teraz gdzie ja jestem? Pomiędzy. Ciekawe, gdzie się za chwilę znajdę? Ciekawe kiedy wóz się wywróci!- jego wzrok pochlonił złoty napis, na nagrobku- Już trzy lata, tak? Trzy lata, a my dalej nie potrafimy żyć bez ciebie. Matka odlicza każdy dzień, czasem wspomina o śmierci. Ona chce umrzeć!! Kiedy to słyszę, odwracam się i wychodzę. Tato! Daj jej siłę do życia, ona nie może odejść. Nie dałbym sobie już rady. Sam zrobiłbym to samo! Co ja bredzę? Przecież nauczyłeś mnie żyć, dzięki tobie już się niczego nie boję! Co się ze mną dzieje?- potrząsnął głową na prawo i lewo, jakby chciał się ocucić. W momencie ciemne chmury, niczym demon pochłonęły blask na niebie. Zagrzmiało. Wstał i wyciągnął z kieszeni spodni, paczkę papierosów. Zapalił.
-Nigdy nie tolerowałeś palenia! Wiem i przepraszam, że tutaj to robię. Tuz nad twoim grobem. Ale nie potrafię, nie radzę sobie. Mam dość ukrywania uczuć i udawania twardziela. Chcę mi się płakać, jak małemu dziecku. Czemu? Nie rozumiem już świata! Po co to wszystko? Po co życie? Po co śmierć? Wszystko jest zbyt skomplikowane- teraz grzmotom towarzyszyły błyski. Niebo się otwiera?- Wiesz, tak się zastanawiałem nad sensem życia. Nic nowego nie wymyśliłem! Dalej uważam, ze życie to jeden wielki egzamin. Egzamin, który się nie kończy, no chyba że sam się z niego zerwiesz. Nigdy nie napiszesz go tak jakbyś chciał, zawsze umknie ci jakiś punkt. Siedzisz w pomieszczeniu, wokół pełno ludzi. Różnych ludzi. Jedni chcą na łatwiznę, wyciągają ściągi. Ale na tych ściągach nie ma podpowiedzi, ani żadnych instrukcji. Instrukcji jak żyć. Ty chcesz sprawiedliwie. Siedzę w paszczy lwa. Siedzę i się nie ruszam. Myślę jak stąd wyjść, cały czas pamiętając, że jeden nie ostrożny ruch i wyjście się zamknie, niczym skalna lawina zasypuje jedyne wyjście z pułapki- wyrzucił niedopałek, który spadł na trawę- ojcze! Pomóż mi! Daj mi jakiś znak! Jakąś wskazówkę! Wiem, że potrafisz! Słyszysz? Ja czekam! Czekam! No pomóż mi!!!! Słyszysz?? – Nie przejmował się tym, że burza jest nad nim. Liczyła się tylko ta rozmowa. Rozmowa z jego ojcem. Tak bardzo teraz tego potrzebował. Nagle ni stąd ni zowąd chmury zgromadziły się nad jego głową. Cisza.... przeszła? Nie! Umilkła, po to by wylądować całą swoją energię. Zebrał się jeden wielki piorun, który z prędkością światła przesył ciało chłopaka od stóp do głowy- POOOOOOOMÓÓÓÓÓÓŻŻŻ!!
Usłyszał? Pomógł?
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze- usłyszał kobiecy głos i poczuł ukłucie. Po chwili całe jego ciało się odprężało. Nie czuł już uciskających pasów. Jeszcze się rozejrzał po białych ścianach, obitych w materace, a jaskrawe światło zmuszało go by zamknął powieki. Powiedział:
A więc sen? Tak, sen. Ale jakże rzeczywisty! Tato! No pomóż, ja naprawdę nie umiem. Kiedy stąd wyjdę, udowodnię że nie jestem chory! Będę taki jak ty.... będę taki jak Michael Listing....
Jego głowa sama osunęła się na poduszkę. Był już gdzie indziej. Był z tatą. Znów mógł z nim porozmawiać. Choć na chwilę.....
Amen!
Nawet nie pytam jak poszło, bo się boje. Jednak ciekawi mnie wasze zdanie  |
|