| krytykantka |
Wysłany: Nie 0:02, 23 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Tak, tak, tak czekałaś na moją krytykę...jasne...hehe.
Doczekałaś się Olka! Heh więc zaczynamy.
Powiem tak:
1. W całym opowiadaniu nie ma ani jednego błędu ortograficznego, w kilku słowach chyba tylko brakowało polskiego znaku.
Przeczytałam je 3 razy z rzędu, żeby tylko móc je poprawnie ocenić. Zrozumiałam myśl zawarta w opowiadaniu zaraz po przeczytaniu pierwszy raz, to nie o to chodziło, ja po prostu chciałam dostrzec tą magię która z tego emanuje.
2. Ciekawie i całkiem potrzebnie używałaś powtórzeń. Na przykład słowo „śmieci” użyłaś je tyle razy, że ja sobie jego mieszkanie wyobraziłam jako szare...brudne, opustoszone. To powodowały fajny efekt, łącząc to ze pan Andreas Köln dużo pił.
3. Wniosłabym pewne poprawki do tego zdania: „Bill wziął mikrofon i zaczął, spiewać. Tom krzyczał, że gubi się w słowach. Bill kazał mu się odpierdolić. Tom odpowiedział. Długo tak klneli, oczywiście na żarty.” Wiem o co ci tu chodziło, fajny efekt, może się czepiam.
4. Całe opowiadanie jest melancholijne... jednak nie nudne jak wiele ostatnio. Ta melancholijność nie na tym tu polega, ona sprawia że się rozleniwiamy odprężamy i przyjmujemy słowa przekazywane przez autorkę lepiej, bardziej je rozumiemy.
No to by było na tyle, jestem pewna że nie bolało, w końcu nie powiedziałam nic złego. Opowiadanie mi się podobało, jest na tyle dobra że zasługuje na bardziej wdzięczny tytuł  |
|
| Unendlichkeit |
Wysłany: Nie 21:15, 19 Mar 2006 Temat postu: "Wszystko i nic"- jednoczęsciówka by Unendlichkeit |
|
To jest moja pierwsza jednoczęściówka. Z nie wiadomo, jakiego powodu ogarnęła mnie chęć napisania czegoś takiego jak to, co zaraz wam przedstawię. Obrzucajcie to błotem i nie wiem, czym. Krytykujcie, bo tego mi potrzeba. Zresztą pewna osoba prosiła- wręcz kazała- napisać to tutaj. Wyżywajcie się na tym… nie oszczędzajcie tego… Chce tylko jeszcze oznajmić, że raczej to nie będzie o TH. Pomyślałam, że była by to następna monotematyczna jednoczęściówka… Życzę powodzenia w czytaniu;)
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*
Andreas Köln świętował „ostatni czerwiec”. Siedział sam w kuchni i pił. Wokół niego krążyły cienie, śmiecie i myśli. Myśli też były jak cienie. Albo jak śmieci. Układały się w historię bez początku, ale z ciągiem dalszym. To znaczy jakiś początek był, ale on nie zastanawiał się nad tym. Pił nie po to, żeby urżnąć, pił, żeby „im wszystkim” pokazać. Sam nie bardzo wiedział, komu. Wymyślił je, wszystkie te cienie i śmieci, krzyczał na nie, któryś kochał, któryś z nich. I zawsze uważał, że jest szczęśliwy. Jeżeli coś jest w mózgu, to znaczy, że zdarzyło się naprawdę. Można powiedzieć, że się zdarzyło. Albo milczeć i żyć w tym świecie, zamknąć się, ukryć i nikogo nie wpuszczać. Nikogo. Nawet najlepszego przyjaciela. Przyjaciel mu się udał, wszystkiego ma w nadmiarze. A on ma tylko myśli, cienie i śmieci, z których buduje historię swojego życia. Nigdy nikogo w nią nie wtajemniczał, nie było jej, to znaczy, gdzieś była, ale nie tutaj. Zapomniał o niej i przypomniał sobie dopiero wczoraj, kiedy okazało się, że nie ma już, kogo pieprzyć. Andreas po prostu pił i myślał o niczym, pragnął, marzył, ale tylko w środku i bez słów. Właściwie zawsze mówił, że gdzieś tam jest jego dziewczyna. Wszystkie problemy i pytania rozsypywały się w proszek. Ciągle milczał i wszyscy myśleli, że milczy o czymś. A on milczał ot tak sobie, milczał, bo nie żył. Może zresztą żył, ale nie tutaj. Może nawet kochał. Ale nie ich.
Przyjaciele mobilizowali go do działania. Gdy wychodzili do klubów, stał i patrzył w podłogę. Nie znał piosenek. Miał swoje.
Wstał zapalił papierosa i patrzył w okno. Krążyły tam cienie ludzi i śmieci ze śmietnika. Chmury układały się na niebie w kropki, w kratkę- tak to widział. Wiedział, że jest gościem, że zaraz wyjdzie tam, gdzie się urodził. Zostawi przyjaciela, a ten o nim zapomni. Nikogo więcej nie ma. Tylko ich. Nawet nagi w łazience rozmawiał z nimi. Śmiał się, żartował i ryczał jak bóbr. Nikogo nie chciał, wszyscy byli w przeszłości. A może nawet nie w przeszłości, ale w każdym bądź razie nie tam. Wszyscy, których potrzebował, dawno już kupili bilety i wyjechali. Może podczas obiadu. A on spał.
Zgasił papierosa na ścianie i zapalił nowego. Coś go męczyło, lecz nie mógł dociec, co. Chciał być realny i wiedzieć, gdzie się znajduje. Żeby móc kogoś objąć. Żeby się kochać, a potem nie myśleć, że tak naprawdę był sam i tylko to sobie wyobraził. Lubił prawdziwych ludzi, ale było jak zoo. Siedzieli w klatkach, a on spacerował. Czasami rzucał im jakiś kawałek siebie, a oni tylko patrzyli. Mówili: „Kochamy Cię”, a on odpowiadał: „Nie potrzebuje was”.
Wypił cztery puszki dżinu i otworzył piwo, za którym nie przepadał. Zaczął pić, krzywiąc się i rozmyślał nad sensem życia. Sens był gdzie o krok. Kretyn. Otworzył wczoraj wszystkie drzwi i okna, deszcz wdarł się do domu, jak bilet do tamtej stacji. Chłopak skakał jak dziecko i śpiewał. Sąsiedzi zastukali, żeby ściszył. Wkurzył się i włączył na full „Metallikę”. Walili w drzwi, żeby otworzył, ale nie otworzył. Zadzwonił telefon, jakiś znajomy głoś, zapytał, po co. Odpowiedział, że pił. Nic nie wie, nic nie pamięta. Tak lżej żyć, chociaż innym trudniej. Wczoraj obiecał, że przyjdzie do „Tigera”. Nie poszedł. Wystawił kumpli i dziewczynę do wiatru. Dzwoniła i milczała. Wszystko zrozumiał i odłożył słuchawkę. Znowu dzwoniła, kiedy wyszedł na chwilę. I wrócił po godzinie.
Wrócił, czekał, ale ona nie dzwoniła. Zebrała się w sobie i nie dzwoniła. Myślał, że, spi, ale nie spała. Uśmiechał się i odlatywał. Daleko. Ktoś zapukał do drzwi. Otworzył. Spojrzał. W drzwiach stali prawdziwi przyjaciele i czekali.
Powiedział:
-Cześć
-Hi- odpowiedzieli ponuro.
Kochał ich wszystkich do szaleństwa, dusił się, kiedy ich nie było, i palił. Wymyślił sobie drzwi z cienia, żeby zawsze by w centrum i zawsze kochać.
Tom zapytał:
-Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś?
-Rozmyślałem nad życiem- wzruszył ramionami Andreas.
-No, no- Skrzywił się Bill. Poszedł do kuchni i duszkiem dopił piwo.
Tom wziął gitarę i zapadł się w kanapie.
Zaśpiewał: „Po prostu zdechnę!”. Andreas roześmiał się. Pewnie ze szczęścia. Że nie jest sam. Zadzwonił telefon:
-Będę o dziesiątej..- Powiedziała lodowatym tonem, żeby sobie za wiele nie wyobrażał. Andreas zrozumiał, mocniej przycisnął słuchawkę do ucha i szepnął, żeby go nikt nie usłyszał:
-Wybacz mi…
Uśmiechnęła się smutno do słuchawki i odłożyła ją. Chłopak wstał. Był szczęśliwy. Tom śpiewał: „Bez Ciebie po prostu zdechnę…”
-Znasz to?
Nie umiem Cię zatrzymać…
Po prostu zdechnę,
Zostań ze mną,
Po prostu bądź ze mną, chociaż wszystko psuję
Już się postaram…
Bill wziął mikrofon i zaczął, spiewać. Tom krzyczał, że gubi się w słowach. Bill kazał mu się odpierdolić. Tom odpowiedział. Długo tak klneli, oczywiście na żarty.
~~*~~
Za oknem wschodziło zimne słońce, ożywały tramwaje, stukając po szynach.
Tom spał, Bill palił. Andreas obudził się i zobaczył cienie. Śmieci leciały mu do oczu. Obok ktoś ciężko oddychał. Tom. Po „sfinksie”. Rozległ się dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć. W progu stała ona. Całkiem realna
Uśmiechnęła się, chociaż wyglądała na urażoną.
-Cześć Brzydalu!
„Cześć Piękną”, chciał powiedzieć. Ale nie powiedział, tylko ja objął i ledwie żywy wtulił się w jej ramię. Stała po uszy w czułości, dusiła się, i myślałam: „Pora z tym skończyć”.
Andreas był od niej starszy o rok, byli śmieszni. Ale kochał, a ona kochała. Naprawdę. I chyba umiała wybaczyć.
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*
Nie wiem czy wam się to spodoba. Ale musiałam napisać cos takiego. Musiałam- miałam potrzebę. Możecie tego nie zrozumieć. Ale pisałam to dla siebie. I to opublikowałam. Mam nadzieje, że się podoba…
Pozdrawiam:* |
|